Obchody 75 rocznicy pierwszego zrzutu Cichociemnych w Dębowcu.

W HOŁDZIE 316 BOHATEROM!

„Nie dla medali twe trudy i blizny,
Nie dla nagrody to czyń,
Lecz z obowiązku miłości ojczyzny
Wywalcz jej wolność lub zgiń!”

Spadochroniarze Cichociemni, należeli do elity żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, walczących podczas II wojny światowej. Zrzucani na spadochronach do okupowanej Polski, mieli za zadanie prowadzić nieregularną walkę z niemieckim okupantem oraz organizować, szkolić i wspierać ruch oporu w kraju. Do tak ciężkiej i odpowiedzialnej służby wytypowano 2413 kandydatów. Z całej tej liczby, szkolenie realizowane według standardów SOE i brytyjskich komandosów ukończyło 606 osób, z czego 579 najlepszych z najlepszych, zostało zakwalifikowanych do skoku. Począwszy od 15 lutego 1941 roku do grudnia 1944, wysłano do Polski 346 spadochroniarzy: 317 cichociemnych oraz 29 emisariuszy i kurierów rządowych tzw. „Kociaków”. Ponieważ ppłk. Roman Rudkowski (cichociemny „Rudy”) i emisariusz ppor. Tadeusz Chciuk („Celt”) skakali dwukrotnie, lista krajowa obejmuje 344 nazwiska: 316 Cichociemnych i 28 kurierów.

Cichociemnych szkolono zależnie od specjalności w jakich mieli pracować w konspiracji. Programy szklenia dywersantów czy radiotelegrafistów, odbiegały znacznie od programów ułożonych dla oficerów wywiadu, sztabowców, specjalistów z zakresu brani pancernej, lotnictwa lub fałszerzy dokumentów. Obowiązkowe dla wszystkich były jedynie kursy: spadochronowy i odprawowy, chociaż i tu były odstępstwa. (Józef Retinger, z uwagi na wiek (56 lat) , odmówił szkolenia decydując się tylko na jeden skok - bojowy).

Cichociemni przechodzili m.in.: kurs dywersyjno – strzelecko – minerski (brytyjsko – polski), kurs spadochronowy, kurs walki konspiracyjnej (polski, administracja brytyjska), odprawowy (polski, administracja brytyjska), kurs wywiadu (polski), kurs łączności i motorowy (polski), kurs łączności dla radiotelegrafistów i mechaników (polski), kurs obsługi urządzeń naprowadzających samolot nad placówkę (brytyjski), kursy, pancerne, przeciwpancerne oraz kierowców (polski), kursy pancerne na sprzęcie niemieckim (brytyjski, częściowo polscy instruktorzy), kurs szturmowy (polski), kurs walk ulicznych (brytyjski), kurs wyrobu materiałów wybuchowych, środków odpalających itp., domowymi sposobami (brytyjski), kurs informacyjno – wywiadowczy (brytyjski –praca podziemna, propaganda, organizacja niemiecka, kody, szyfry, atramenty sympatyczne), kurs łączności (brytyjski), kurs mikrofotografii (brytyjski), kurs komandosów i sabotażystów: nauka, pokazy, praktyka (brytyjski), kurs propagandowy (brytyjski – objazdowy), kurs sposobów zmiany wyglądu zewnętrznego (brytyjski).

Ponadto Cichociemnych obowiązywały stosowne kursy praktyczne: bytowania w terenie (kurs korzonkowy), kolejowy, w fabrykach samolotów, spawalnicze, piekarskie i cukiernicze, na fermach ogrodniczych, techniczne, łączności, fotografii, mikrofotografii, sportowe w górach.

Indywidualny bojowy ekwipunek Cichociemnego oprócz spadochronu typu Irving QD, kombinezonu i elastycznego gumowego hełmu z okularami, składał się ze skórzanych rękawic, elastycznych bandaży do krępowania nóg w kostkach, gumowych wkładek do obuwia, dwóch pistoletów wraz zapasowymi magazynkami i setką nabojów, składanego noża,, scyzoryka, łopatki do zakopania spadochronu, latarki elektrycznej z zapasową baterią, kompasu, porcji żywności, metalowej „piersiówki” z alkoholem, apteczki osobistej, zestawu map rejonu lądowania oraz kapsułki z trucizną KCN – o ile skoczek zachciał ją mieć przy sobie. Oprócz tego zabierał jeden lub dwa pasy parciane wyposażone w kieszenie, w których znajdowały się dolary dla AK, a także spis sprzętu zrzuconego z daną grupą oraz półtoraroczna własna gaża.

Pierwszy skok Cichociemnych do Polski miał miejsce w nocy z 15 na 16 lutego 1941 roku, ostatni zrzut 27 grudnia 1944 roku. Z trzystu szesnastu przerzuconych do Polski cichociemnych zginęło sto trzech, w tym dziewięciu podczas lotu lub skoku, osiemdziesięciu czterech zginęło w walce lub zostało zamordowanych przez gestapo, dziesięciu zażyło truciznę po aresztowaniu, a na dziewięciu wykonano po wojnie karę śmierci, na podstawie wyroków sądów w okresie stalinizmu. Spośród dziewięćdziesięciu jeden cichociemnych, którzy wzięli udział w powstaniu warszawskim, osiemnastu zginęło w walce.

„Sejm Rzeczypospolitej Polskiej, aby oddać hołd wszystkim Cichociemnym, którym należy się szacunek całego Narodu, oraz aby przekazać pamięć o Nich kolejnym pokoleniom”, ogłosił rok 2016 „Rokiem Cichociemnych”.

W 2016 roku, mija 75 rocznica pierwszego zrzutu cichociemnych do okupowanej Polski, który miał miejsce w okolicach Dębowca koło Cieszyna, w nocy z 15 na 16 lutego 1941 roku.

Do składu pierwszej, „ doświadczalnej” ekipy nr 0, która miała skakać do kraju jeszcze w listopadzie 1040 roku, wyznaczono trzech polskich spadochroniarzy w osobach dwóch cichociemnych mjr Stanisława Krzymowskiego „Kostki”, rtm. Józefa Zabielskiego „Żbika” oraz kuriera bomb. Czesława Raczkowskiego „Orkana”. Termin operacji noszącej kryptonim „Adolphus” wyznaczono na 20 grudnia 1940 r. Spadochroniarze znajdowali się już w samolocie gdy zapadłą decyzja o odwołaniu akcji z powodu zbyt małych zbiorników paliwa. Pomimo tego załoga brytyjska chciała zadanie wykonać i była zdecydowana w drodze powrotnej lądować w morzu, ale decydentom wariant poświęcenia samolotu nie przypadł do gustu. W końcu 30 stycznia powiadomiono kraj, że pomiędzy 8 a 15 lutego przybędzie trzech skoczków Z, K i O ( w depeszach podawano pierwsze litery pseudonimów podawanych przez skoczków) plus osobno dwie walizy sera i katarynek (zasobniki z zaopatrzeniem). Na potrzeby przyjęcia skoczków Szefostwo Lotnictwa zaproponowało placówkę w rejonie Włoszczowej a drugą w rejonie Sulejówka. Jak wynikało z depeszy do kraju z 10 lutego, z uwagi na możliwość wyboru zrzutowiska dopiero przed wyruszeniem należało zabezpieczyć oba punkty. (…) Samolot po przybyciu powinien nadać sygnał w postaci dwóch szpryc (tzw. przepalanie świec), przerwa – jedna szpryca). W odpowiedzi, na ziemi miały się ukazać trzy światła w trójkącie o boku 20 metrów, wierzchołkiem skierowanym na wschód. Skoczek po wylądowaniu miał wołać „Janek”, placówka odbiorcza odezwać się „Adam”. W razie wylądowania poza placówką, spadochroniarz miał udać się pod znany sobie adres i podać hasło „Przychodzę od Janka”. W odpowiedzi miał usłyszeć „Czy Adam”? (…) 14 lutego 1941 roku Radio BBC nadało sygnał startu samolotu, jednakże był to ponownie falstart. Tymczasem 13 lutego skoczkowie udali się na odprawę, którą prowadził sam Komendant Główny Związku Walki Zbrojnej, Kazimierz Sosnkowski. Pożegnał ich słowami: „Idziecie jako straż przednia do kraju. Macie udowodnić, że łączność z krajem jest w naszych warunkach możliwa”. Dwa dni potem, późnym popołudniem w sobotę 15 lutego skoczkowie przybyli na lotnisko Stradishall w położonym we wschodniej Anglii hrabstwie Suffolk. Samolot Whitley o numerze Z6473 z 1419. Special Duty Flight (eskadry do zadań specjalnych) wystartował ze skoczkami na pokładzie o godz. 18.20. Jego załogę stanowili brytyjscy lotnicy, którymi dowodził Squadron Leader Francis John Baptist Keast – bardzo doświadczony pilot 24 Dywizjonu Transportowego RAF, mający na kocie wiele lotów z brytyjskimi VIP-ami m.in. z Winstonem Churchillem oraz nocne loty nad okupowaną Europą. Pilotowany przez niego samolot w celu uzyskania miejsca dla nowych zbiorników paliwa miał wymontowany system grzewczy. Z tego powodu skoczkom dokuczało przeraźliwe zimno, które starali się złagodzić łykami whisky. Sprawę zrzutu komplikował również fakt że dotychczas uczono ich skakać przez dziurę w podłodze a okazało się że samolot ma drzwiczki z boku.

W drodze do kraju przelecieli na dużej wysokości w pobliżu Dusseldorfu i dalej nad Berlinem. Nie dotarli jednak do placówki odbiorczej położonej 7,5 km na południe od Włoszczowej. Zrzutu dokonano około wpół do pierwszej w okolicach włączonego wówczas do III Rzeszy Dębowca. (…)

W trakcie lądowania na pokrywającym staw lodzie, „Żbik” uszkodził kostkę lewej nogi i złamał dwie kości śródstopia prawej nogi. Na zrzutowisku odnaleźli się jednie z „Orkanem”. W ciągu dnia postanowili ukryć się w lesie skąd obserwowali okolicę i najbliższe gospodarstwo. Pomimo dobiegających zeń głosów w języku niemieckim, udał się tam „Żbik” z wymyśloną opowieścią, że sanie w lesie spadły mu z nasypu i musi dostać się na stację. Gospodarze jednak nie posiadali koni. Dowiedzieli się jednak od nich w jakiej miejscowości i gdzie położonej się znajdują. W kolejnym, polskim już domu, wynajął furmankę którą około godziny 16 wjechali na stację do Skoczowa, skąd pociągiem o 17 udali się do Bielska, w którym się rozdzielili aby oddzielnie przekroczyć kordon Generalnej Guberni. W trakcie przedostawania się przez granicę wpadł „Orkan”, jednak dzięki „legendzie” i przywiezionym materiałom tekstylnym został przez Niemców uznany za przemytnika i skazany na trzymiesięczne więzienie i 280 marek grzywny w razie nieściągalności z zamianą na miesiąc więzienia. Karę odbywał w więzieniu w Wadowicach, gdzie udało mu się nawiązać kontakt z Batalionami Chłopskimi, które zapłaciły za niego grzywnę. Areszt opuścił 26 maja 1941 roku. Kontuzjowany „Żbik”, zatrzymał się natomiast w hotelu „Pod czarnym orłem” (obecnie „Pod orłem”) w Białej. Na drugi dzień ostrzeżony przez pokojówkę że rozmawiano o nim w recepcji gestapo, w pośpiechu go opuścił, aby pociągiem udać się w kierunku granicy. Po jej pieszym przekroczeniu, przez Nowy Sącz, Kraków dotarł do Warszawy gdzie już od 24 lutego przebywał „Kostka”, który przybył tam przez Kęty i Kraków. W strefie lądowania 16 lutego Niemcy odnaleźli zrzucone na osobnych spadochronach 4 zasobniki zawierające 4 radiostacje, 2 pistolety maszynowe, sprzęt świetlno- sygnalizacyjny, środki wybuchowe, pocztę i klucz szyfrowy. 19 lutego znaleziono natomiast dwa spadochrony i kombinezony lotnicze. Za skoczkami rozesłano listy gończe wyznaczając za ich złapanie 40.000 nagrody. Samolot po 12 godzinach powrócił do bazy z resztkami 50 litrów paliwa. Ukryty przez „Orkana” plecak został odszukany zgodnie z wydawanymi z więzienia wskazówkami przez miejscowych działaczy ludowych. Po swój bagaż z poczta i pieniędzmi „Żbik” powrócił osobiście wiosną.

Pomimo pierwszej, nie do końca udanej operacji, zdecydowano się dalej kontynuować zrzuty dla okupowanego kraju skoczków zwanych cichociemnymi, a polskie pionierskie doświadczenia w tej materii stanowiły podstawę do przeprowadzania podobnych operacji organizowanych przez SOE do innych państw okupowanej Europy”.

Aby stosownie uczcić pamięć o skaczących 15 lutego i wszystkich 316 bohaterach, władze Gminy Dębowiec już od wielu lat uroczyście celebrują tą ważną dla naszej historii datę. Podobnie było w sobotę (13 lutego) gdy do tej niedużej miejscowości nieopodal Cieszyna, licznie przybyli przedstawiciele władz, z ministrem ON Antonim Macierewiczem na czele. Przedstawicieli władz reprezentowali także: Bogdan Ścibut - Dyrektor Generalny Ministerstwa Obrony Narodowej, Stanisław Szwed - Poseł na Sejm RP, sekretarz stanu w Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, Stanisław Pięta - Poseł na Sejm RP. Władze lokalne reprezentował: Janusz Król - Starosta Cieszyński oraz Tomasz Branny – Wójt Gminy.

Z ramienia wojska swoim osobistym uczestnictwem rangę wydarzenia znacząco podnieśli generałowie Wojsk Specjalnych: Piotr Patalong i Jerzy Gut. Na uroczystościach nie zabrakło także rodzin Cichociemnych, przedstawiciele środowisk kombatanckich, żołnierze, uczniowie klas mundurowych, rekonstruktorzy, pasjonaci militariów i wszyscy zauroczeni legendą Cichociemnych, Wojsk specjalnych i Spadochronowych. Wielkim nieobecnym uroczystości był ostatnim żyjący cichociemny pan Kpt. Aleksander Tarnawski (Upłaz) – patron uroczystości, a także honorowy przewodniczący komitetu organizacyjnego, który z powodów zdrowotnych nie mógł przybyć osobiście, przesłał jednak list z życzeniami dla organizatorów i uczestników.

Zostawiając w relacji na boku stronę formalną wydarzenia, czyli wiązanki kwiatów pod pomnikiem, wypowiedzi polityków, kompanie honorowe, flesze i całą resztę tej hagiografii medialnej, podkreślę głównie uczestnictwo tych osób zaangażowanych w uroczystości, które od lat przy okazji takiej i podobnych imprez, angażują społecznie swój czas i pieniądze, starając się podnieść ich poziom, koloryt i rangę i dzieląc się ze wszystkimi swoimi zbiorami lub pasją. Należy tu wymienić Grupę Rekonstrukcji Historycznych „Południe” – „Polscy Spadochroniarze Wojskowi”, prezentującą „na żywo” tradycję i historię naszych wojsk spadochronowych. Małopolskie Stowarzyszenie Strzelców i Kolekcjonerów Militariów - wystawa broni palnej, J.W. GROM z wystawą wyposażenia jednostki oraz prezentacją fotograficzną, Pan Sławomir Snopek - wystawą fotograficzną dotycząca pierwszego zrzutu oraz sylwetek pierwszych cichociemnych oraz prezentacją multimedialna "Nieznani bohaterowie pierwszego zrzutu cichociemnych”, Stowarzyszenie Rekonstrukcji Historycznych 1 Pułku Strzelców Podhalańskich AK – z wystawą sprzętu zrzutowego, Stowarzyszenie Rekonstrukcji Historycznej Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie – z wystawą związaną z I Samodzielną Brygadą Spadochronową, Fundacja DELTA im. cichociemnych spadochroniarzy Polskich Sił Zbrojnych – prezentująca m.in. układania spadochronu MC-1, Panowie Zbigniew Legierski i Henryk Białowąs – z wystawą odznak i oznak Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, Grupa Operacyjna “Patriot” wraz z DRAGON SF – z wystawą sprzętu specjalsów oraz ASG, Sekcja 7 – wystawa sprzętu specjalsów oraz ASG, Stowarzyszenie "GRH Powstaniec Śląski" - inscenizacja na zrzutowisku (Niemcy).

Oczywiście podczas obchodów, których Muzeum Spadochroniarstwa i Wojsk Specjalnych było jednym z organizatorów nie mogło zabraknąć przygotowanej przez nas wystawy pamiątek po Cichociemnych i 1 Samodzielnej Brygadzie Spadochronowej.

Wartym nadmienienia jest fakt, że po 75 latach w Dębowcu znowu na spadochronach wylądowali cichociemni – żołnierze dziedziczącej ich tradycje Jednostki Wojskowej GROM w osobach płk Piotra Gąstała – dowódcy jednostki oraz Pawła Mosznera – jej byłego żołnierza.

gen. bryg. Jerzy Gut oraz Michał Witulski